O nas
ZWIĄZEK PRACODAWCÓW UNIA POLSKICH TEATRÓW został założony 13 maja 2003.
Poniżej tekst wystąpienia, przygotowany przez Macieja Englerta do uczestników spotkania założycielskiego.
Być może z racji mojego wieku i długości stażu dyrektorskiego coraz częściej zadaję sobie pytanie, co po sobie pozostawimy naszym następcom, którzy są już przecież między nami, tyle że teraz tak zajęci swoimi sprawami, jeszcze nie wiedzą, że kiedyś będą właśnie nas oceniać za to, czego nie zrobiliśmy. Większość dyrektorów zamknęło się w enklawach swoich teatrów (przez ostatnie lata również do nich należałem) – „robiąc swoje”. Idea utworzenia Unii Polskich Teatrów wsparta zaproszeniem do wstąpienia tejże Unii do Konfederacji Pracodawców Prywatnych wydaje mi się jedną z ostatnich szans na stworzenie wiarygodnej reprezentacji teatrów w sprawach nie tylko tworzenia prawa, bezpieczeństwa socjalnego, praw autorskich, kosztów uzyskania przychodu i finansowania, ale również powrotu do obyczajów teatralnych, etyki zawodowej, zapomnianej rozmowy o odpowiedzialności i powinnościach teatru, utrzymywanego przez obywateli, a nie tylko o przywilejach i wolności twórczej artysty. Nade wszystko może stać się właściwym forum dla wspólnej obrony teatru przed usuwaniem go na margines życia społecznego w roli ubogiego krewnego takich dziedzin sztuki jak serial, reality show, sitcom, sequell i festiwal w Opolu.
Życie teatralne już od wielu lat podlega całkowitej przypadkowości i jeżeli bierze w tym udział jakaś niewidzialna ręka, to na pewno nie jest to niewidzialna ręka rynku. Z pola widzenia naszego środowiska znika jakiekolwiek myślenie perspektywiczne i coraz częściej nie potrafimy rozróżniać, co jest przyczyną, a co skutkiem w pogłębiającej się z roku na rok pauperyzacji teatrów. W walce o przetrwanie, coraz częściej teatry stają się zakładnikami swoistego rodzaju ekonomi, gdzie sukcesem jest jak najmniejsza strata finansowa, a najlepszym dyrektorem jest ten kto najmniej wyda. Obowiązki statutowe i cel finansowania teatru nie odgrywa przy tym większej roli. Są to kryteria, które raczej prędzej niż później doprowadzą do jedynego słusznego wniosku, że najtańszym teatrem jest teatr zamknięty. Z kolei dyrektorzy teatrów staja się zakładnikami nieopatrznie przyjętych zobowiązań finansowych ( z braku wiedzy, wyobraźni, a czasem z nieprzemożnej woli zostania dyrektorem za każdą cenę), co staje się przyczyną nie tylko niemożności realizacji planów artystycznych, ale powodem powolnej własnoręcznej destrukcji teatru. Nie będę chyba zbyt surowy w ocenie naszego środowiska, jeśli stwierdzę, że utraciliśmy wszyscy nie wiadomo z jakiego powodu umiejętność rozsądnego spojrzenia na wszystkie składniki życia teatralnego jednocześnie. Zajęci rozwiązywaniem doraźnych problemów nie potrafimy dostrzegać już całości. Zaczynamy wierzyć, że mądre akty prawne są w stanie wygenerować pieniądze i że te pieniądze rozwiążą wszelkie problemy z którymi się borykamy. Więc tworzymy akty prawne, którymi zresztą i tak się nikt nie interesuje. Natomiast pomijamy koleżeńskim milczeniem panoszące się dzikie obyczaje, upadek etyki nie tylko zawodowej, egoizm i nieprzyzwoitość żądań finansowych. Ubolewamy nad podobno szerzącym się bezrobociem, a jednocześnie nie przeszkadza nam utrzymywanie czterech uczelni teatralnych na porównywalnie coraz niższym poziomie, wypuszczających co roku ponad setkę magistrów po czteroletnich studiach. Wykazujemy całkowitą bezradność wobec szerzącego się od lat kumoterstwa, dyletanctwa, a często zwykłego chamstwa, reprezentowanego przez recenzentów i krytyków. W naszym imieniu wypowiadają się podejrzane indywidua, a całkowici dyletanci podsuwają jedyne słuszne rozwiązania, ferują wyroki, wieszczą i tworzą rankingi.
Każdy z nas mógłby bez trudu dopisać swoją linijkę do tej litanii. Z całości wyniknie jedno – teatr nie potrafił w przez kilkanaście lat stworzyć swojej wiarygodnej i silnej reprezentacji. Zwaśnieni, podzieleni na młodych i starych, wyzwolonych i zniewolonych, centrum i prowincję, przyszłościowych i schyłkowych, hetero i homo, skazani na zwalczanie przeciwieństw artystycznych i przez krytykę i przez nas samych jesteśmy tak słabi, że nawet nikt nie spostrzegł, że naszą słabością obarczyliśmy teatr w całości.
Coraz więcej teatrów staje się tylko z nazwy teatrami repertuarowymi, to znaczy działającymi w oparciu o etatowy zespół. W wielu wypadkach teatry właściwie już przeszły na system producencki, zachowując jedynie zmienność repertuaru. Mimo to, jak Polska długa i szeroka, wbrew logice i możliwościom chronimy teatr repertuarowy, tak jakby od tej nazwy zależała jego jakość. Trudno dziś dociec, na czym polega zespołowość teatru patrząc na obsady oparte na gościnnych występach i słysząc zewsząd o kłopotach aktorów wynikających z problemu ze znajdowaniem czasu na udział w próbach z racji rozlicznych zajęć pozateatralnych.
Biorąc pod uwagę życzliwość z jaką traktują teatr media to, że w teatrach ciągle mamy widzów zakrawa prawie na cud, ale jednocześnie świadczy, że mimo różnych proroctw urzędniczych, teatr ciągle jest potrzebny. Właśnie ten fakt nakazuje poważne zastanowienie się nad tym, na jaki teatr będzie nas stać, zarówno finansowo jak i artystycznie. Na razie można stwierdzić z przekonaniem graniczącym z pewnością, że sytuacja może być tylko gorsza, a nie lepsza, a problem tkwi nie tylko w finansach.
Bez względu na to czy teatr chce czy nie, czeka go restrukturyzacja, reforma, reorganizacja – jakby tego nie nazwać, udział pieniędzy publicznych będzie się zmniejszał, a nie zwiększał. Przed środowiskiem teatralnym staje zadanie, które mam nadzieję nas nie przerasta, ale każe poważnie zastanowić się czy potrafimy zdobyć się na czynne wzięcie udziału w spodziewanych zmianach, czy też okopiemy się na straconych pozycjach walki o utrzymanie status quo, pozostawiając wszelkie decyzje w rękach urzędników. Myślę, że ciągle niedoceniamy mocy naszego środowiska. Rozdrobnieni, zwaśnieni, skupieni na swoich partykularnych interesach rzeczywiście nie znaczymy nic. Nie potrafimy stworzyć jakiejkolwiek wizji życia teatralnego, którą wspólnie chcielibyśmy urzeczywistnić. To jedna z ostatnich szans, żeby próbować ją stworzyć nie dla własnego dobra, ale dla dobra teatru. Bez względu na to jakby to patetycznie nie brzmiało, przypadł nam taki obowiązek. Pomoc jaką ofiaruje nam w tych działaniach Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan i właśnie to, że to ona nam ją proponuje jest nie do przecenienia. Bylibyśmy mało rozsądni nie korzystając z tej propozycji.
MACIEJ ENGLERT